Czy potrzebny nam nowy "Król Lew"?...
Na nowego "Króla Lwa" pójdą wszyscy. Młodzi ludzie, starsi ludzie, dzieci, których rodzice będą chcieli pokazać pociechom swoją ukochaną historię. Do kina zaprowadzi ich sentyment, ciekawość, tęsknota za beztroskimi czasami. Każdy z nas lubi, to co zna najlepiej. To, co kiedyś okazało się dobre, sprawdziło się. Raz nas wzruszyło, więc za pewne zrobi to ponownie... A my chętnie przeżyjemy to katharsis jeszcze raz. Disney o tym wie i dlatego powstają coraz to kolejne odswieżane wersje klasyków. Ale czy my naprawdę ich potrzebujemy?
Muszę przyznać, że kiedy film się rozpoczął, byłam oczarowana obrazami przyrody, które malowały się na ekranie. To samo wschodzące słońce na krwisto-czerwonym niebie, te same zwierzęta idące, aby przywitać przyszłego króla zwierząt. A jednak wszystko bardziej realistyczne, piękniejsze. Cudne, żywe barwy. Efekty specjalne są w tym filmie zachwycające, ale jednocześnie realistyczną konwencję otrzymujemy kosztem mimiki zwierząt. Tutaj pojawia się już duży zgrzyt, bo ciężko nam w tym momencie uwierzyć w emocje bohaterów, tak jak ciężko nam było uwierzyć w emocje Belli ze Zmierzchu.
"Król Lew" jest prawdopodobnie jedyną bajką, której nie "odkurzyłam" od czasów dzieciństwa i bardzo dobrze, bo gdyby tak było, to okropnie zanudziłabym się w czasie seansu. Praktycznie każda scena odwzorowana jest w identyczny sposób - gesty, dialogii, scenerie. Wszystko ukazane tak jak było to w oryginalnej bajce. Poza wizualnym pięknem i lekko odświeżonymi piosenkami, ten film nie oferuje nam nic i jeżeli chcemy szukać w nim czegoś wyjątkowego, to musimy na tym właśnie poprzestać. Być może to jest też coś, co niektórym wystarczy i nie uważam, że to źle. Ja jednak liczyłam na znacznie więcej i nie ukrywam rozczarowania. I nawet kojący głos Beyonce mi tego nie zrekompensuje.
Kiedy myślę o dobrze odnowionej starej historii przychodzi mi na myśl "Czarownica", której niczego nie można zarzucić pod względem oryginalności, nowego i świeżego spojrzenia, zaciekawienia widza od nowa, przy jednoczesnym braku rezygnacji z dobrze wszystkim znanej historii. Jeśli Disney już musi odgrzewać stare kotlety, mógłby wybrać taką drogę - nie rezygnując dzięki temu z kreatywności. Ale może jestem w mniejszości, może świat pokocha nowego lwika.
Pani Ada
Dodaj komentarz